Szukaj na tym blogu

czwartek, 30 października 2014

Męskim okiem

To, że kosmetyki są niemęskie to absolutna bzdura. Przecież my - faceci także musimy być zadbani. Pryszcze i podrażniona po goleniu skóra nie tylko są nieestetyczne, ale też świadczą o nas. Nie bez powodu mówi się, że jak cię widzą, tak cię piszą. To niech widzą z jak najlepszej strony. Swoją przygodę z kosmetykami do twarzy postanowiłem zacząć z serią Platinum Men. Po pierwsze na maksa się cieszę, że Dr Irena Eris pomyślała o facetach i zrobiła oddzielną serię im dedykowaną. Po drugie wydały mi się te kosmetyki najodpowiedniejsze dla mojej skóry. I zupełnie się nie pomyliłem!

Tak jak każdy facet mam problemy z podrażnieniami po goleniu. Zaczerwienienia i wrastające włoski doprowadzają mnie do szału. Okazało się jednak, że idealnym rozwiązaniem jest preparat Aftershave Repair, który łagodzi moją skórę, dzięki czemu nie jest ona zaczerwieniona i nie piecze. Poza tym krem jest bardzo wydajny - używam go od dwóch miesięcy i zużyłem może pół opakowania.


Na noc natomiast postanowiłem stosować krem nawilżający. Paulina powiedziała, że dzięki odpowiedniemu nawilżeniu skóry nie zrobią mi się zmarszczki,a cera będzie miękka i gładka jak pupa niemowlaka. No cóż, tak dobrze to nie jest, ale faktycznie jest jakaś inna w dotyku. Poza tym jak rano zaczyna okropnie wiać to nie szczypią mnie poliki.


Muszę dodatkowo zwrócić uwagę, że oba kremy fajnie pachną. Nie jakąś słodką pomarańczką czy uroczą różyczką tylko tak jakoś normalnie, neutralnie, męsko. Sprawia to, że nie czuję się jakoś dziwnie używając ich tylko wydają mi się częścią codziennego rytuału. A co, czemu ja mam się nie maziać rano przez godzinę w łazience? :P

wtorek, 28 października 2014

I nie takie przesilenie straszne!

Niestety przyszła już do nas jesień, a wraz z nią przesilenie jesienne. Zaczynamy czuć się zmęczeni, zdołowani, zagubieni. Cały czas jest ciemno i w sumie niczego nam się nie chce. Na domiar złego pojawiają się pryszcze, skóra się nadmiernie wysusza, a włosy... masakra, wypadają garściami. Tadam - niekoniecznie! Nie wiedziałam, ze znajdę produkt, który wyraźnie wzmocni moje włosy. Oczywiście nie przestały wypadać, ale stały się wyraźnie mocniejsze i gęstsze. A o kim mowa?



Tym razem przedstawiam Wam serię stymulującą włosy od Pharmaceris. Uważam, że to bardzo dobre produkty w niesamowicie przystępnej cenie. Zacznę od tego co je łączy. Otóż oba działają (albo przynajmniej jeden działa bo stosuję je w duecie:)). Mają na maksa delikatny, wręcz niewyczuwalny zapach i fajną konsystencję nie za rzadką i nie za gęstą. Szampon łatwo się pieni, zaś odżywka nie spływa z włosów.


Poza tym szampon posiada jedną niedogodność - trzeba go trzymać na włosach dwie minuty. Niby przez tyle czasu myjemy włosy, ale i tak te dwie minuty potrafią być upierdliwe - szczególnie jak się rano śpieszę. Jednak jak widzę jego działanie, to potulnie czekam w łazience robiąc przysiady przy wannie :).


Odżywce również nie mam prawie nic do zarzucenia. Świetnie nawilża włosy, sprawia, że są gładkie, miękkie i lśniące. Osobiście stosuję ją na samą skórę głowy, gdyż.. boją się, że się za szybko skończy. Mam długi włosy, więc ilość zużywanych przeze mnie odżywek jest niesamowicie duża. Wystarczy porównać na pierwszym zdjęciu wielkość szamponu i odżywki - odżywka jest po prostu mała. Jednak nakładana na skórę głowy sprawia, że włosy stają się gęstsze i grubsze. 

Przyznam się, że podchodziłam do tej serii z dystansem. Praktycznie żaden szampon zagęszczający nie działa na moje niepokorne włosy. A jednak! Oczywiście nie jest super, ekstra - wcale nie wypadają mi włosy, bo oczywiście nadal wypadają. Ale mnie - wyraźnie mniej. Poza tym są grubsze i wyglądają na znacznie zdrowsze. Tym sposobem mogę Wam z czystym sercem polecić tą serie, szczególnie za tak przystępną cenę!

niedziela, 26 października 2014

Egzotyczne liście manuka

Uwielbiam kontrowersyjne kosmetyki, a seria Ziaji "liście manuka" stanowczo taka jest. Ile osób tyle zdań. Postanowiłam więc przetestować ją na własnej skórze. Olejek manuka ma działanie przeciwbólowe, uspakajające i wysoką aktywność przeciwdrobnoustrojową. Co to dla nas znaczy w praktyce? Seria ma się rozprawić z wszelkimi niedoskonałościami skóry oraz ją tonizować i uspokoić.


Na pierwszy ogień idzie żel z peelingiem oczyszczający pory. Hm... to jest stanowczo najsłabszy produkt z serii. Może coś oczyszcza, ale nie wiem co. Z peelingiem również ma niewiele wspólnego, bo te nieliczne maleńkie drobinki i tak niczego dobrego nie zdziałają. Poza tym produkt jest bardzo rzadki. Bardzo. Ja używałam go rano do odświeżenia twarzy po nocy, ale niewiele dał. W sumie można go stosować jako żel pod prysznic, ale też po co, bo nawet ładnie nie pachnie. Więc to klapa na całej linii.



Kolejnym, znacznie lepszym produktem, jest pasta do głębokiego oczyszczania twarzy. Na pastę jest również trochę za rzadka, ale ma konsystencję takiego zwykłego peelingu, więc dla mnie spoko. Faktycznie oczyszcza twarz, daje przyjemnie uczucie odświeżenia skóry. Stosowałam ją rano i wieczorem i spełniała swoją oczyszczającą funkcję doskonale. Jednak nie byłabym sobą, gdybym nie znalazła jakiegoś ale.. Miała działać przeciw zaskórnikom. Uwierzcie mi mam ich mnóstwo na nosie, na czole.. i albo moje zaskórniki są tak odporne, że nic sobie nie robią na widok chemikaliów, albo ta pasta po prostu nie działa na zaskórnik. Jak były - tak są, i chyba nie zamierzają się nigdzie ruszać. Na razie.



Bardzo fajnym produktem jest tonik, odświeża skórę, łagodzi i tonizuje. Mi osobiście nie pasuje forma sprayu, ale można normalnie odkręcać tonik i nalewać na wacik. Stosowany dwa razy dziennie sprawi, że nasza skóra będzie gładka i pełna blasku.


Kolejnym rozczarowaniem jest dla mnie krem mikrozłuszczający. Znaczy się tak skóra jest po nim nawilżona, faktycznie powstaje odrobinę mniej wyprysków (ale nadal powstają!!), jednak krem zupełnie nie złuszcza skóry. Przyszła jesień - idealny czas na walkę z letnimi przebarwieniami i co? I nic. Krem zupełnie nie złuszcza skóry, nie wiem ile jest tam tego kwasu migdałowego, ale zakładam, że nawet nie 1%, bo moja skóra nie zauważyła go wcale. A na 5% krem z kwasem migdałowym z Pharmaceris reagowała bardzo żywo :).



Postanowiłam za to zakończyć bardzo pozytywnym akcentem, czyli reduktorem zmian trądzikowych. Mam wrażenie, że to idealny krem łagodzący. Totalnie redukuje zaczerwienienia skóry i wszelkie jej podrażnienia. I to do tego stopnia, że jak dostałam na całej twarzy uczulenia to całkowicie je zredukował w  minut. Dosłownie pięć. Ma jednak jedną "małą" wadę - jest mały. Po prostu. To maluteńka tubka z superzawartością. Wprawdzie produkt jest bardzo wydajny - posmarowałam nim dwukrotnie całą twarz i jest połowa tubeczki, ale nadal mam wrażenie, że mogłoby go być więcej. Nie bałabym się wówczas, że się za szybko skończy :).



Podsumowując: uważam, że cała seria nie jest totalnie zła. Jest to w miarę dobry stosunek jakości do ceny, jednak poleciłabym Wam jedynie tonik, pastę i krem na zmiany trądzikowe. Na resztę produktów szkoda pieniędzy. Chyba, że nie macie problemów z trądzikiem - wówczas pewnie się sprawdzą. :)




wtorek, 14 października 2014

W krainie czarów

To będzie dość osobiste wyznanie. Początkowo miałam zamiar Was przepraszać za nieobecność i brak nowych wpisów. Potem stwierdziłam, że to w sumie ja tworzę blog, a nie blog mnie. Oczywiście jest to pewne współdziałanie, ale ostatnio moje życie zostało zupełnie zdeterminowane przez inne kwestie. Już w ten piątek bronię pracę magisterską, więc mam masę nauki i mnóstwo papierków do wypełniania. Czy wiecie, że już nie zadaje się pytań z pracy? A wręcz zadaje się je jedynie wtedy, gdy zachodzi obawa, że nie została napisana samodzielnie? Czas się zmieniają. Poza tym zaczęłam szukać pracy i okazuje się, że nie jest to takie proste. Baaaa, jest to wręcz niesamowicie skomplikowane. Przechodziłam różne stadia psychiczne od euforii po załamanie. Ostatnio jednak coraz bardziej skłaniam się do opcji : a co gdyby tak wszystko rzucić i wyjechać do Australii? Czuje się trochę jak w jakiejś zamkniętej krainie czarów. Niestety nie jest tak łatwo od razu rzucić wszystko i wyjechać na to trzeba sporo przygotowań (spoko, czas i tak upływa, więc czemu nie wykorzystać go produktywnie przy planowaniu), ale potrzeba też nakładu kosztowego. Sprawa zaś jest prosta nie mam nawet minimalnej kasy, bo nie mam pracy. I koło się zamyka. Każdy kto mnie nie zna zastanawia się pewnie, czy jestem kolejną narzekającą dziewczyną, która się nigdzie nie ruszy. Nie! Stanowczo mówię temu nie! Faktycznie, teraz muszę jakoś poukładać swoje życie ( ktoś ma jakieś pomysły jak? ktokolwiek?). Marzenia jednak się spełniają, czasami tylko potrzebują czasu, żeby dojrzeć. Natomiast jeżeli masz na tyle siły, żeby czegoś zapragnąć, to masz też tyle siły, żeby to wykonać. I tego będę się trzymać. Jesteście ze mną?


środa, 24 września 2014

Jesienne opalanie

Zacznę od tego, że za oknem jest totalnie zimno, a u mnie na maksa gorący okres. Zdradzę Wam trochę prywaty: w tym miesiącu bronię wreszcie pracę magisterską i szukam nowej pracy! Sporo zmian na raz. Jednak powróciłam, może nie z tak częstymi wpisami jak zwykle.. Jednak podobno liczy się jakość, nie ilość. Przechodząc zatem gładko do jakości przedstawiam Wam dzisiaj niesamowity produkt. Pianka samoopalająca Vita Liberata. Faktycznie lubię być opalona, mając ciemniejszą skórę ładnej wyglądam, a jednocześnie przestrzegam przed promieniami słonecznymi. Jak zatem wyczarować piękną opaleniznę jesienią, bez wyjazdu w tropiki. Tylko z nią! Wcześniej uzywałam pianki samoopalającej innej wiodącej firmy, kremu Lancastera, jednak okazało się, że ten produkt jest moim ulubieńcem. Zaczynając od praktycznej strony: produkt jest brązowy, zatem od razu barwi skórę. Niemożliwym wręcz się zatem staje zrobienie smug bądź niedociągnięć. Widzimy, gdzie preparat został już nałożony, a gdzie jeszcze nie. Piankę oczywiście należy nakładać w rękawiczkach bądź w specjalnej rękawicy, którą można kupić u producenta samoopalacza. Sprawia to, po prostu, że nie brudzimy sobie rąk. Poza tym uważam, że skład tego preparatu jest najlepszy na rynku. Zawiera certyfikowane substancje organiczne, a nawet nawilżające ekstrakty roślinne! Oczywiście sprawia on, że skóra staje się delikatnie przyciemniona (nie ma mowy o efekcie solarium ze "Strasznego filmu"), jedwabiście miękka i gładka. Ważniejszy jest jednak fakt, że produkt nie pachnie samoopalaczem. Każdy, kto kiedykolwiek nakładał samoopalacz doskonale wie, jak potrafi on śmierdzieć, i to wiele dni po aplikacji. Z tą pianką nie ma takich problemów! Poza tym nie gromadzi się w porach, nie ściera się i załamaniach skóry i bardzo, bardzo naturalnie i równomiernie schodzi. Dla mnie to ideał! Wy też wolicie produkty przyciemniające od słońca?






czwartek, 11 września 2014

Szokujące nowości

Marka Yves Rocher nigdy nie należała do moich ulubionych. Baaaa, od czasów nastoletnich byłam do niej dość niechętna mając wrażenie, że te kosmetyki po prostu nie działają. Jednak intuicja podpowiedziała mi, że warto wypróbować cienie Quatuor Poudre Couleur Somptueuse. Bardzo się zdziwiłam, gdy okazało się, że są bezbłędne! Mają śliczne, gustowne opakowanie i ogromne lusterko, w którym spokojnie można się umalować. Cienie nie pachną, mają kremową konsystencję, dzięki czemu bardzo łatwo nakładają się na powiekę. Urzekły mnie również piękne metaliczne kolory i matowy granat służący do obrysowania oka. Cudownie się komponują i mogą tworzyć niesamowite makijaże. Są też bardzo trwałe. Spokojnie utrzymują się na swoim miejscu przez cały dzień bez żadnych poprawek. Nie obsypują się, a drobinki się nie przemieszczają. Dla mnie jest to niemałe odkrycie. Bo byłam do nich podświadomie negatywnie nastawiona, a tu taki szok! A Wy macie kosmetyki, które sprawiły Wam taką pozytywną niespodziankę? Jakie są Wasze ulubione kosmetyki Yves Rocher? Może też spróbuję :)












środa, 10 września 2014

Ekspresowe odżywienie

Skoro wczoraj już oficjalnie pożegnałam się z latem to dzisiaj wypada przywitać się z jesienną regeneracją! Bardzo długo szukałam czegoś o bogatej, ale nie zbitej konsystencji. Masła TBS są cudowne i fantastyczne, ale niestety są to nadal masła, więc ich konsystencja nie do końca nadaje się do szybkiej aplikacji. Wtedy na pomoc przyszła mi Kremowa emulsja do ciała Pharmaceris. Zacznę od najważniejszego dla mnie aspektu: bardzo subtelnie pachnie. Tak delikatnie i kobieco. Ma lejącą się, ale treściwą konsystencję, w związku z czym dość ciężko się rozprowadza. Ma się wręcz wrażenie, że jest tłusta. Niestety zawiera parafinę - osobiście nie mam z tym problemu, ale wiem, że niektóre z Was wolą naturalne kosmetyki. Dla tych też znajdą się miłe składniki: olej z awokado, witamina E, lanolina, alantoina i mleczan sodu. Jednak to co się dzieje ze skórą po użyciu emulsji to czysta bajka! Staje się ona gładka, odżywiona, elastyczna, nawilżona, wręcz jakby sama piła wodę! Poza tym natychmiast się wchłania, nie zostawia żadnego filmu (w sumie strasznie mnie to dziwi bo jest w składzie parafina, ale serio nie zostawia!!! cuda!). Dla mnie to ideał ostatnich dni. Do regeneracji zmęczonej słońcem skóry jest wręcz idealny!




wtorek, 9 września 2014

Pożegnanie lata

Dzisiaj wracam do Was chyba z ostatnim letnim postem. Country Chic od Bath&Body Works towarzyszyło mi praktycznie całe lato. To mgiełka zapachowa z błyszczącymi drobinkami. Jednak zacznijmy od początku. Sam płyn ma zawiesistą konsystencję, co było w sumie dla mnie sporym zdziwieniem. Kosmetyk ma za to genialny atomizer. Nie wiem na czym polega jego fenomen, ale rozpryskuje produkt równomiernie delikatną mgiełką. Nie nawilża, nie odświeża, ale też nie ma tego robić. Zawiera dużą ilość alkoholu co jest wyczuwalne od razu po aplikacji. Jednak przepięknie rozświetla ciało i włosy. Ma dość duże drobinki, więc nie jest to delikatny opalizujący efekt, a porządne brokatowe rozświetlenie. W trakcie stosowania go na skórze miałam pewne opory - efekt wydawał mi się bardzo przerysowany i po prostu tandetny. Idealnie jednak sprawdził się do włosów! Brokat stanowił delikatny refleks wśród moich rozjaśnianych pasm. Poza tym przepięknie i gustownie pachnie, a ja uwielbiam kiedy z każdym ruchem głowy moje włosy pozostawiają za sobą subtelny, słodki zapach. Tym sposobem mam dwa w jednym - zapach i rozświetlenie! A jakich kosmetyków Wy używałyście do rozświetlenia skóry i włosów? Pochwalcie się!





Horror!

Jak tylko zobaczyłam tą kolekcję to musiałam ją Wam pokazać!
Jest obłędna! Firma Mac wyprodukowała ją na 40. rocznicę Rocky Horror Picture Show. Kosmetyki są obłędne! Przepiękne kolory i opakowania. Niestety dostępne w sklepach dopiero od października. Dlatego tymczasem podziwiajcie zdjęcia!






















Przez ostatni tydzień mnie zupełnie nie było, ale od dzisiaj wracam z wzmożoną aktywnością. Spodziewajcie się dzisiaj posta merytorycznego! :) Mam nadzieję, że stęskniliście się tak samo jak ja!