Dzisiaj już Trzech Króli, więc zgodnie z tradycją rozbieramy choinkę i kończymy ze Świąteczną atmosferą. Niestety mi takie pożegnania nie idą zbyt dobrze, bo po prostu uwielbiam święta. W związku z tym pokaże Wam jak, choć odrobinę, staram się utrzymać świąteczny zapach w domu.
Oczywiście dzięki kosmetykom ;). Dzięki mandarynkowemu mydłu do rąk (29 zł) przy każdym myciu dłoni otula mnie zapach Świąt (tak, należę do pokolenia, któremu pomarańcze i mandarynki kojarzą się z Bożym Narodzeniem). Ma fajną konsystencję, ponieważ po wyciśnięciu na dłonie staje się.. pianą. DOSKONALE myje ręce. U mnie w domu stoi w kuchni, więc pod tym względem jest przetestowany bardzo dokładnie. Poradzi sobie z każdym tłuszczem, ciastem, makijażem, dosłownie ze wszystkim. Zapach długo utrzymuje się na rękach, jednak nie jest zbyt natarczywy. Jego największą zaletą jest fakt, że jest niesamowicie wydajny. Inną wersję zapachową stosuję od kilku miesięcy i dopiero się kończy.
Drugim w kolejce jest mydło Hazelnut latte, które pachnie zgodnie z nazwą. Bardzo delikatnie, orzechowo, z odrobiną wanilii. Nie wyczuwam, w sumie na szczęście, zapachu kawy. Ma hm.. normalną konsystencję, nie jest ani zbyt rzadkie, ani zbyt gęste. Zawiera mikrogranulki, jednak nie spodziewałabym się choćby minimalnego efektu peelingu. Zapach utrzymuje się koło 2-3 godzin. Początkowo jest dość mocno wyczuwalny, jednak z czasem słabnie.
Do żeli antybakteryjnych mam największą słabość, wręcz paranoję. Bardzo często ich używam, bo mam wrażenie, że ludzie się nie myją i przenoszą wszędzie miliony zarazków. Najbardziej marzy mi się post o porównaniu pod względem skuteczności wszystkich żeli antybakteryjnych występujących na rynku, jednak nie mam ku temu możliwości.. Halo, może mamy jakiegoś chemika chętnego na to wyzwanie? :) Natomiast żele antybakteryjne Bath&Body Works uwielbiam za niesamowite zapachy. Kosztują jedynie 8 zł, więc nie jest to majątek. Są za to bardzo wydajne, z moją obsesją wytrzymują ze mną ponad miesiąc. Dodatkowo niesamowicie pachną. Niestety przed Świętami były dostępne same słodkie zapachy. O ile wychodząc z kuchni chętnie będę pachniała orzechami, o tyle siedzą na wykładzie nie chciałabym pachnieć tak, jakbym dopiero wyszła z kuchni po kilku godzinach pieczenia ciast. Moim ukochanym zapachem jest oczywiście zapach paryski, delikatnie słodki, wysublimowany, kwiatowy. Jednak podczas zakupów te również wpadły mi... w nos :). Jest to delikatna, słodka mandarynka i twilight woods - wytrawny, kwiatowy zapach, przypominający woń perfum. Nie raz zdarzało mi się usłyszeć "ojej, co tak pachnie" podczas stosowania go, więc mogę śmiało stwierdzić, że początkowo zapach jest bardzo intensywny. Jednak po pewnym czasie, jak wszystkie, ulatnia się.
Jakie są Wasze ulubione zapachy z Bath&Body Works? Ja początkowo myślałam, że ich produkty to droga przyjemność, jednak 8 zł miesięcznie to przecież nie majątek.. Szczególnie przy moich makabrycznych wydatkach na kosmetyki :(.