Szukaj na tym blogu

czwartek, 28 sierpnia 2014

Każdy ma swoje małe słabości.

Moją słabością niegdyś były popularne "czwórki" Chanela. Jest to jeden z kosmetyków, o których nie trzeba za dużo pisać bo jest idealny. Les 4 ombres, ma przepiękne urozmaicone kolory, idealnie się nakłada, łatwo stopniuje się efekt makijażu.Jest to produkt, do którego nie mam absolutnie żadnych zastrzeżeń. Jest idealny do zabrania w podróż, bo można nim wykonać nienaganny makijaż nawet palcem. To rodzaj kultowego idealnego kosmetyku, który mówi sam za siebie.



Les Folies Noires to idealny zestaw na szybki makijaż. Delikatnie ujednolicam kolor powieki podkładem i obrysowuję cieniem. W zależności od nastroju: granatowym, fioletowym, zielonym bądź brązowym. Uwielbiam tą czwórkę za piękny, delikatny efekt opalizujący. Niby nie zawiera drobinek, a daje naprawdę spektakularny efekt. Nie pokazuje Wam ich w całościowym makijażu bo po prostu nigdy nie noszę tak mocnego makijażu. W końcu malujemy się po to, żeby wyglądać lepiej, a nie upodobnić się do klauna, co nie?






Natomiast cienie Kasaka Beige są idealne do make up no make up. Potrafią doskonale wycieniować oko i wyglądają bardzo naturalnie. Tym razem są to cienie, które nie opalizują, nie zawierają drobinek, udają, że nie istnieją, a dają niesamowity efekt delikatnego makijażu. Mam wrażenie, że to idealna propozycja dla studentów podczas sesji poprawkowej, czyli jak wyglądać świetnie, a nie rzucać się egzaminatorom w oczy. Osobiście uwielbiam taki delikatny makijaż, więc przedstawiam moją codzienną propozycję :).






Zupełnie odmienny jest zestaw 204 Tisse vendome. Utrzymany jest w podobnej palecie barw, jednak jest niesamowicie opalizujący, na powiece daje wręcz efekt lustra! Cienie są dobrze sprasowane, twarde, więc na pędzel nakłada się idealna ilość produktu.






Tutaj możecie podziwiać cienie numer 92 Bleu Celestes. Właściwości mają takie same jak poprzednie - czyli idealne :). A przedstawiony niżej makijaż został zrobiony właśnie palcem, żeby pokazać, że da się zrobić coś, co ma ręce i nogi bez pędzelka. O aplikatorach nie wspomnę. Jak widzicie w żadnym opakowaniu nie ma aplikatora bo ich po prostu nie znoszę. Uważam, że nie a się zrobić nimi porządnego makijażu, dlatego jak tylko kupuję cienie to od razu je wyrzucam.






No i niestety ostatni produkt z mojej kolekcji numer 10 czyli Enigma. I faktycznie nazwa idealnie pasuje do kolorów. Utrzymany jest w palecie róży i fioletów i można nim wykonać wyjątkowo enigmatyczny makijaż - zarówno jasny jak i bardzo ciemny. Idealny dla osób niezdecydowanych, które mogą zabrać ze sobą tylko jedną paletę cieni. Poza tym ja osobiście uwielbiam mieszać cienie z różnych palet i wybierać sobie kolory na jakie akurat dzisiaj mam ochotę. Często również stosuję te cienie na mokro. Widać, że przy brzegach są malutkie odciśnięte ślady. To dlatego, że cień staje się niesamowicie twardy w kontakcie z wodą. Wystarczy jednak wybrać sobie jedno miejsce, do którego przykładamy mokry pędzelek, a wtedy możemy stosować cienie zarówno na mokro jak i na sucho.






A jak u Was? Znacie czwórki Chanela? Macie? Jakie kolory? Czekam na recenzje :)





środa, 27 sierpnia 2014

Ocieplenie? Na życzenie!

Może najpierw opowiem o samej marce. Sothys to francuski producent kosmetyków selektywnych. Wszystkie są wysokiej jakości i przepięknie zapakowane. Niestety ich dostępność w Polsce nie jest najlepsza, znajdziemy je w niektórych salonach kosmetycznych. Ja swoje produkty kupuję w Warszawie przy ul. Foksal 21. Dzisiejszym bohaterem będzie ich puder rozświetlający Illuminating trio. Bardzo ciężko pokazać go za zdjęciach, ponieważ jest strasznie jasny. Idealnie nadaje się dla osób z jasną karnacją. Nie zawiera drobinek, ale przepięknie i subtelnie rozświetla twarz. Osobiście używam go codziennie zimną, kiedy nie chcę się świecić jak bombka na choince, a chcę by moja skóra delikatnie odbijała światło. Jeżeli masz jasną karnację i szukasz delikatnego rozświetlacza to jest to produkt idealnie stworzony dla Ciebie! Poza tym wygląda tak pięknie w torebce, że nie mogłam się oprzeć :)



Poza tym chcę bardzo serdecznie podziękować za wszelkie komentarze, uwielbiam czytać Wasze opinie i z Wami rozmawiać. W związku z tym chciałabym przesłać malutki upominek najaktywniejszej z Was. Kosmetyko holiczko prześlij poproszę swoje dane na adres lipstickonthemap@gmail.com bądź na Lipstickowym profilu facebookowym. Pozdrawiam!

wtorek, 26 sierpnia 2014

Ochrona przeciwsłoneczna bez słońca?

W momencie kiedy podjęłam decyzję o założeniu bloga wiedziałam jaki ma mieć cel: ma uświadamiać. Nie tylko pokazywać dobre i fajne kosmetyki, ale też przekazywać trochę wiedzy o nas samych - o kobietach. O tym, że warto o siebie dbać. Także o tym, że warto stosować kremy z filtrami, najlepiej przez cały rok. W Australii rząd wydaje miliony dolarów na kampanie edukacyjne mające na celu uświadamianie jak wielkie zagrożenie płynie do nas od strony słońca. Robi to zaś tylko dlatego, że nie ma w swoim budżecie biliardów dolarów, żeby leczyć wszystkich nadmiernie korzystających ze słońca z czerniaka. Wiem, wiem tam jest inny klimat. Jednak jakby nie patrzeć u nas też jest słońce. Natomiast ku zdziwieniu wielu osób słońce też jest w pochmurny dzień! Najbardziej szkodliwe promienie UVA i UVB przenikają nawet przez szkło i docierają do głębokich warstw skóry. Dlatego tak ważna jest profilaktyka. Najnowsze kremy przeciwsłonieczne są idealne do codziennego użytku. Nie są tłuste, nie pozostawiają białego filmu, momentalnie się wchłaniają i nawilżają skórę. Nie od dzisiaj wiadomo, że uwielbiam firmę La Mer. W związku z tym polecam Wam kolejny ich krem przeciwsłoneczny The Reparative Face Sun Lotion. Posiada SPF 30, czyli idealnie na codzienne stosowanie. Ma gęstą konsystencję, doskonale nawilża skórę, pozostawia ją miękką, gładką i delikatną. Momentalnie się wchłania, więc od razu będziesz mogła zrobić makijaż. Poza tym ma dwie absolutne zalety: piękne opakowanie, które możesz zobaczyć na zdjęciu i niesamowity zapach. Po raz kolejny żałuję, że nie mogę na blogu dodać odnośnika do zapachu. Ten jest cudowny!Taki ekskluzywny i wysublimowany! I na całe szczęście tak szybko się nie ulatnia! Dla mnie ten krem to must have zbliżającej się zimy - notorycznie będzie mi przypominał lato i wakacje!









poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Mały, intymny świat

Nie martwcie się, nie zwariowałam JESZCZE. Nie zmieniłam profilu bloga i nadal nie podejmuje się recenzji podpasek czy tamponów, nawet tych ze skrzydełkami. Jednak jest jeden temat, który należy poruszyć. W kolorowych gazetach bardzo szerokim łukiem omija się niewdzięczne słowa pochwa, odbyt, itd. Pragnę jednak bardzo odkrywczo zauważyć, że każdy człowiek ma odbyt, a każda kobieta ma pochwę. I nie ma w tym nic dziwnego. Stąd moja prośba, dziewczyny dbajcie o siebie! Dzisiejszy post nie będzie o produktach Soraji, które tak poza tematem uważam za wyjątkowo udane. Na zdjęciach możecie zobaczyć jakie to produkty, jakie mają składy i co zawierają. Ja jedynie mogę od siebie dodać, że składy są bardzo dobre, a żele spełniają obietnice producenta w 100%. Osobiście stosuję je regularnie. I właśnie o tym będzie mój dzisiejszy post. Proszę Was, Wy również dbajcie regularnie o swoje okolice intymne. Stosujcie żele do higieny intymniej, specjalne chusteczki, nie siadajcie na toaletach i używajcie żeli antybakteryjnych. Kiedy jednak pojawi się jakaś infekcja to koniecznie udajcie się do lekarza, samo nie przejdzie, nie można tego bagatelizować. Wszelkie choroby dróg moczowych bądź rozrodczych są niebywale bolesne. Oszczędźcie sobie tego. Jeżdżąc w lipcu na Openera bądź na Woodstock nawet profilaktycznie brałam tabletki wzmacniające drogi moczowe - spanie w namiocie i toi-toie nie są najprzyjemniejszym aspektem festiwali ;). Wam również to polecam, lepiej zapobiegać niż leczyć. Często leczyć długo i żmudnie.. Nie chodzi tu tylko o letnie infekcje, również chodząc na basen, korzystając z sauny bądź uprawiając sport na zwykłej, lokalnej siłowni jesteśmy narażone na rozmaite zagrożenia. Dlatego pamiętajmy o tym w codziennym życiu, tak o, by było milej i zdrowiej :)






sobota, 23 sierpnia 2014

Smakowite nowości od Revlon

W momencie, w którym pierwszy raz zobaczyłam te rozświetlacze wiedziałam, że muszę je mieć! Wyglądają tak uroczo i tak nieziemsko, że mnie po prostu byłam bezradna. Highlightening Palette jest w dostępny w trzech kolorach: 1 - brzoskwiniowym, 2 - różowym i 3 - brązowym. Mam delikatne wrażenie, że są to po prostu trzy różne produkty, czyli 1 - rozświetlacz, 2 - róż i 3 - bronzer. Na zdjęciach przedstawię Wam trzeci odcień. Składa się on z pięciu kolorów, które na skórze tworzą idealną, delikatną całość. Produkt ma  świetną, kremową konsystencję i bardzo łatwo i równomiernie nakłada się pędzlem. Bez problemu można do stopniować, więc nadaje się do praktycznie każdej karnacji. Niestety posiada bardzo delikatne, jednak dość mocno połyskujące drobinki co niekoniecznie sprawdzi się u posiadaczek tłustej skóry. Sam rozświetlacz jest dość wydajny i trwały. Przez cały dzień wygląda schludnie i na szczęście drobinki nie emigrują po całej twarzy (nienawidzę tego!). Najważniejsze jednak zostawiłam na koniec. Uwielbiam go również za wielofunkcyjność. Przyznam się Wam, często zapominam zabierać ze sobą cienie do powiek. Po prostu wylatuje mi z głowy. I ten produkt świetnie się sprawdził jako ich zastępca! Pięknie rozświetliłam sobie nim oko (God Bless za biały pasek!!)) i wyrównałam koloryt powieki. Nie zbierał się w załamaniu powieki, nie przemieszczał się i stanowił świetną bazę pod eyeliner! Mam wrażenie, że to wyjątkowo udany produkt. Was też jego wygląd tak urzeka? 






piątek, 22 sierpnia 2014

Jesiennie pobielenie

To moja ulubiona maseczka. Po prostu. Nawet nie wiem do końca co Wam o niej napisać. Dlaczego ją lubię? Bo działa. Tak normalnie. Ma oczyszczać skórę i po prostu to robi. Posiada formułę na bazie glinki, która redukuje ilość produkowanego przez skórę sebum. Ma normalną konsystencję maski z glinką :) Taka biała, która łatwo się zmywa pod wodą. Pachnie, hm.. mam wrażenie, że pachnie też tak, jak przeciętnie pachną maseczki z glinką. I nie jest to zapach słodkiego budyniu :). Jest to jednak jedyna maseczka, której używam regularnie. Od kiedy pojawiła się na rynku albo może od kiedy ja zaczęłam wiedzieć co się pojawia na rynku. Raz w tygodniu zawsze nakładam ją na twarz. Oczyszcza i uspokaja. To chyba najlepsza recenzja jaką umiem jej wystawić: Sama ją stosuję, regularnie i działa!