Szukaj na tym blogu

wtorek, 19 sierpnia 2014

Hoola Hop!


I wpadłam. Jak śliwka w kompot. To, że mam bzika na punkcie mocnych szminek już wiecie. Niestety wariuję również na punkcie róży i pudrów brązujących. Dlatego dzisiaj pokażę Wam osławioną i wielokrotnie już opisaną Hoolę Benefitu. Pierwszą i jego jedyną wadą jest zapach. Pachnie odrobinę chemicznie, ale nie oszukujmy się, nawet kolorówka Chanel pachnie nieciekawie. W związku z tym szybko przejdę do plusów. Bardzo podoba mi się jego opakowanie, jest wesołe, poręczne i z klasą. Mam wrażenie, że jest niezniszczalne - puder był ze mną na Przystanku Woodstock i NIC mu się nie stało :). Sam kosmetyk jest dość miękki, z łatwością nakłada się go pędzlem. Jest również bardzo wydajny. Jednak według mnie jego największą zaletą jest kolor. Niesamowicie naturalny, natychmiast stapia się ze skórą. Jest idealny nawet dla bardzo bladych karnacji, takich jak moja. Pozwala delikatnie konturować twarz bez przerysowanego efektu, nawet osobom, które nie robią tego codziennie lub zawodowo. Osobiście mam wrażenie, że dzięki niemu moje lato będzie trwało wiecznie :)






9 komentarzy:

  1. Kocham Hoolke! Jeden z moich ulubionych konturowców :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja jeszcze ten limitowany puder z Sephory polubiłam, ale jakoś do Hooli nadal mam większy sentyment :)

      Usuń
  2. ja mam bronzer z W7,ale nie bardzo umiem go używać ;p wolę róż :) i kuleczki brązujące :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeżeli stosujesz kuleczki brązujące to tak samo możesz stosować bronzer tylko nie nabieraj go zbyt dużo na pędzel :)

      Usuń